piątek, 29 marca 2024

Warto przeczytać

GINEKOLODZY-„PARTOLODZY”

O wstydliwych chorobach kobiety mówią niechętnie, tym większa niechęć, gdy pojawiają się komplikacje. Mówić trzeba i to głośno, bo w Grajewie brak jest kompetentnych ginekologów. Idąc do "specjalistów" nieświadome braku ich wiedzy, podpisują na siebie wyrok.
Problem nie jest nowy. Kobiety wola zapomnieć i pogodzić się ze swoja chorobą, panuje zmowa milczenia a komentarze o nieudanych zabiegach i operacjach nie wychodzą poza szanowne grono medyczne – wiadomo- "lojalność zawodowa".


Przygoda Pani X, 24 latki, zaczęła się w 2002 roku, kiedy to spodziewał się narodzin swego pierwszego dziecka. Po dwóch tygodniach oczekiwania na poród, przemieszczaj się z "porodówki" na ginekologie i odwrotnie, Panią X odwiedziła położna. "Mrugnęła do mnie oczkiem - załatwimy Ci cesarkę, nie martw się. Co miałam robić, byłam wycięczona, było mi wszystko jedno jak urodzę. Pielęgniarka powiedziała, że sfałszujemy tętno, choć te było zupełnie w porządku, żeby anestezjolog się nie czepiał. Zgodziłam się, bo chciałam mieć to już za sobą. Tuż przed operacją lekarz delikatnie zasugerował, że za poziome cięcie kosmetyczne będę musiała zapłacić. W całym tym zamieszaniu nie zrozumiałam o co chodzi więc nic nie odpowiedziałam. Po porodzie okazało się, że brzuch mam rozpłatany na dwie części, do tego źle zszyty, bo po siedmiu dniach przy zdejmowaniu nici pękł na nowo. Trzeba było jeszcze raz zszywać. Po operacji moja "wybawczyni", przyszła odebrać zapłatę. Oczywiście odmówiłam. Teraz wiem, że mogę pożegnać się z bikini. Brzuch wygląda nieestetycznie i pozostawia wiele do życzenia."
Na tym jednak nie kończy się historia Pani X. Po roku na nowo udała się do grajewskiego szpitala. Tym razem problemem była nadżerka. Nie ufając do końca naszym specjalistom, którzy zalecali wycięcie szyjki macicy i tym samym pozbawiając ją możliwości posiadania dzieci w przyszłości, postanowiła szukać pomocy w Białymstoku. Pomysł był niezwykle trafiony. Nadżerka została wyleczona a co ważniejsze obyło się bez tak drastycznych metod jakie stosują nasi ginekolodzy.80 kilometrów stąd taką przypadłość można wyleczyć prostymi zabiegami np. krioterapią czy przy użyciu lasera. Kobiety nie mające świadomości o takiej możliwości i przy braku funduszy poddają się operacjom, które czynią je bezpłodnymi "inwalidkami".
Historia pani Y wydarzyła się całkiem niedawno. Trafiła na oddział ginekologiczno-położniczy ze zdiagnozowanym przez lekarzy „Ropnym Zapaleniem Bartoliniego”. Brzmi groźnie lecz chodziło o nacięcie wrzoda w celu spuszczenia ropy. Nawet najprostszy zabieg grajewscy ginekolodzy potrafią spartaczyć. Po niecałej dobie od zabiegu pacjentka obudziła się z naroślą wielkości jaja kurzego. Zabieg należało oczywiście powtórzyć.
"Nasi ginekolodzy" potrafią igrać sobie z życiem brzemiennych matek narażając zarówno je jak i ich potomstwo na stały uszczerbek zdrowia a nawet na utratę życia ( Tylko patrzeć a przy obecnym staniem ich odpowiedzialności szybko się zdarzy – Boże uchowaj!). Przypadek pani Z dostarcza argumentów o ich bezmyślności. W szóstym miesiącu ciąży zaczęły odchodzić jej wody. Nie zwłocznie udała się na pogotowie. Dowiedziała się, że na próżno przybyła szukać pomocy. No domiar złego wdało się jakieś zakażenie. Potrzebny był specjalny zastrzyk z antybiotykiem. Jak nie trudno się domyśleć owego zastrzyku zabrało. Najbliższy znajduje się „chyba” w Łomży a karetki która miała by po niego jechać akurat nie ma. Lekarze poradzili żeby sama pojechała jeśli ma czym. W silnej determinacji kobieta nie czekając chwili dłużej pognała do Łomży rodząc prawie na siedzeniu własnego samochodu. Tam zaopiekowano się nią należycie, ale niestety na pomoc dla dziecka było już za późno. Maleństwo ważyło niewiele ponad pół kilograma, niestety nie widzi, nie słyszy, jest niedorozwinięte, zostanie kaleką do końca życia.
Takie przypadki można wyliczać w nieskończoność. Zapewne niektórych z nich można by było najzwyczajniej uniknąć, gdyby lekarze byli doszkalani i edukowani. Na co najwyraźniej nie mają ochoty!? Medycyna poszła daleko do przodu a ja mam wrażenie, że ich rozwój zatrzymał się gdzieś w czasach PRL-u. Pozostaje mi jedynie życzyć Wam i sobie abyśmy cieszyli się długotrwałym zdrowiem.
(MAZ)

Tekst subiektywny napisany na podstawie rozmów z trzema kobietami, które zastrzegają sobie anonimowość.

Komentarze (0)

Dodaj zdjęcie do komentarza (JPG, max 6MB):
Informacja dla komentujących
Redakcja portalu nie ponosi odpowiedzialności za treści publikowane w komentarzach. Zastrzegamy mozliwość opóźnienia publikacji komentarza lub jego całkowitego usunięcia.