czwartek, 25 kwietnia 2024

Wiadomości

  • 5 komentarzy
  • 7871 wyświetleń

Pieniądze na likwidację Barszczu

Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Białymstoku uruchomił "Program Usuwania Barszczu Sosnowskiego". Samorządy na likwidację tej groźnej rośliny będą mogły otrzymać 60 proc. dotacji. Wnioski można składać do końca maja.

Barszcz Sosnowskiego - roślina pochodząca z Kaukazu - trafił do Polski w latach 60. i 70. Ponieważ jest on źródłem białka i daje bardzo wydajne plony, próbowano wykorzystać barszcz jako paszę. Jednak uprawy wymknęły się spod kontroli. Barszcz zaczął z pól wypierać rodzime gatunki roślin, okazał się też niebezpieczny i dla zwierząt, i dla ludzi. 


Koordynatorem programu jest Pracownik Zespołu Funduszy Krajowych – Izabela Grygorczuk
Formularze wniosków oraz szczegółowe informacje dostępne są na stronie: http://wfosigw.bialystok.pl/barszcz_sosnowskiego.htm

 

 

czwartek, 25 kwietnia 2024

Wieści z Powiatu

Komentarze (5)

Takowy barszcz rósł kilka lat temu wzdłuż rowu melioracyjnego za PFLEIDERER ,którego konserwacją zajmował się ZWIK z polecenia UM-Grajewo.

dwa lata temu rósł tam choćby las tylko szybciej ciekawe czy zniszczono go do końca

Jest go wszedzie szczegolnie widoczny latem ale jak rosnie na swojej dzialce to juz problem teraz moze szybciej bedzie reakcja odpowiedniej sluzby

W XVIII-wiecznej Anglii na porządku dziennym było publiczne puszczanie bąków, dłubanie w nosie i plucie na podłogę, a nawet załatwianie swoich potrzeb fizjologicznych na oczach współbiesiadników. Dla prostego narodu nie istniało pojęcie higieny – najpiękniejsza kobieta mogła mieć oddech zdolny powalić konia, a za najlepszą serwetkę uważano własną koszulę. W wyższych sferach nie było lepiej – gość za stołem mógł bez krępacji przerwać na chwilę rozmowę, by wyciągnąć nocnik i przy stole odcedzić kartofelki. Nawet jeśli ktoś starał się dbać o własną higienę i unikać kontaktu z brudem, to i tak stykał się z nim w jedzeniu. Bakterie kałowe były wtedy dosłownie wszędzie.

W XVIII-wiecznej Anglii na porządku dziennym było publiczne puszczanie bąków, dłubanie w nosie i plucie na podłogę, a nawet załatwianie swoich potrzeb fizjologicznych na oczach współbiesiadników. Dla prostego narodu nie istniało pojęcie higieny – najpiękniejsza kobieta mogła mieć oddech zdolny powalić konia, a za najlepszą serwetkę uważano własną koszulę. W wyższych sferach nie było lepiej – gość za stołem mógł bez krępacji przerwać na chwilę rozmowę, by wyciągnąć nocnik i przy stole odcedzić kartofelki. Nawet jeśli ktoś starał się dbać o własną higienę i unikać kontaktu z brudem, to i tak stykał się z nim w jedzeniu. Bakterie kałowe były wtedy dosłownie wszędzie.

Dodaj zdjęcie do komentarza (JPG, max 6MB):
Informacja dla komentujących
Redakcja portalu nie ponosi odpowiedzialności za treści publikowane w komentarzach. Zastrzegamy mozliwość opóźnienia publikacji komentarza lub jego całkowitego usunięcia.